Jaś wraz z rodzicami wybrał się na festyn. Był ciepły pierwszomajowy dzień – Święto Pracy. Wszystko wokół zachęcało do zabawy. Zakwitły drzewa owocowe, wokół unosił się zabaw bzów, który przyciągał cicho brzęczące, pracowite pszczółki, po niebie latały ptaki śpiewając radośnie wprost do słońca, które w nagrodę  świeciło, chyba, najpiękniej tej wiosny.

Jaś był szczęśliwy. Po pierwsze, że znów było ciepło i można było chodzić bez grubej czapki ( której bardzo nie lubił), po drugie, że tatuś nie musiał iść dziś do pracy i przede wszystkim, dlatego, że szedł z rodzicami na festyn, czyli, tak jak to tłumaczyła mama, coś w rodzaju dużego pikniku z wieloma atrakcjami dla dzieci i dorosłych.

Chłopiec szedł pomiędzy mamą a tatą trzymając ich za ręce i wesoło podskakując. Szli wolno, podziwiając wiosenną przyrodę budzącą się do życia. Tata, od czasu do czasu, pogwizdywał . Nagle maluch zobaczył, rozwieszony nad ulicą, ogromny, kolorowy baner, zatrzymał się i zapytał:

– Maaamooo? A co  to jest?

– To baner reklamowy informujący o festynie, na który idziemy – odpowiedziała mama.

– A co jest tam napisane?- dociekał chłopiec.

– Za- pra-sza- my na Fes- Tyn za-wo-dów – zaśmiał się tata sylabizując widniejący napis.

– Za-wo-dów …hmm…- powtórzył Jaś silnie się nad czymś zastanawiając.

Widząc minę synka, mama wzięła Go na ręce i zaczęła tłumaczyć – Zawód kochanie to wykształcenie jakie mają dorośli ludzie bądź praca jaką wykonują. Tatuś, na przykład, jest architektem. Skończył studia na takim kierunku i teraz pracuje w swoim zawodzie, właśnie jako architekt. Zawodem jest praca jaką wykonujemy.

–  Już rozumiem, to Ty  jesteś z zawodu mamusią – wypalił Jaś.

Mama i Tata roześmiali się radośnie – Nie do końca kochanie, mamą lub tatą stajemy się, kiedy mamy dzieci. Opiekuję się Tobą i zajmuję domem i masz rację to jest teraz moja praca, lecz nie zawód. Z zawodu jestem psychologiem. Zdarza się jednak, że ludzie nie pracują w swoim zawodzie, bo mają inną ważną pracę do wykonania, na przykład zajmują się opieką na swoimi dziećmi – wyjaśniła mama.

Jaś porozumiewawczo przytaknął główką. Nie miał już czasu na drążenie tego tematu, gdyż doszli już na boisko szkolne, gdzie odbywał się Festyn Zawodów. Jakże było tam kolorowo – namioty, dmuchane zamki i zjeżdżalnie, różne pojazdy ( nawet wóz strażacki) oraz  ogromna scena, na której właśnie śpiewała jakaś pani , zewsząd słychać było głośną muzykę.

– Ale tu fajnie! – zapiszczał Jaś

– Aha – przytaknęli zgodnie rodzice – postarali się tym razem – dodał tata.

– Oooo! Lody! Lody czekoladowe! – piszczał maluch.

Rodzice kupili chłopczykowi dużą gałkę ulubionych lodów i rozpoczęli spacer po tym fascynującym dziś miejscu. Jaś był podekscytowany i zachwycony. Okazało się, że dzieci ( nawet te małe) mogą wszędzie zaglądać i próbować swoich sił…Jaś nie mógł się już doczekać wizyty w pierwszym namiocie.

– Chodźmy, już chodźmy – chłopiec  ponaglał rodziców, których zainteresowało stoisko z regionalnymi potrawami.

– Jasiu jeszcze chwilkę, na pewno uda nam się obejść wszystkie namioty, w końcu jest ich tylko sześć – uspokajał tata, w między czasie pałaszując małą kiełbaskę.

– Ale tatusiu… obejrzymy szybko namioty i wrócimy do kiełbasek – przekonywał chłopiec.

– Mam pomysł – wtrąciła mama- ja zamówię coś pysznego dla na naszej trójki a Wy w tym czasie zajmijcie się sprawami „zawodowymi” – dodała z uśmiechem.

– Tak, tak dobry pomysł mamusi – odparł radośnie Janek ciągnąc tatę za rękaw. – Oby to było coś naprawdę pysznego – rzucił tatuś do mamy, która machała im  na pożegnanie.

Po chwili tata i synek znaleźli się przy pierwszym namiocie – „Strażacy” widniał napis przed wejściem. Jaś chwilę podziwiał ogromny wóz strażacki, po czym wszedł do namiotu i zaczął próbować swoich sił – rozwijał wąż do gaszenia pożarów, przeskakiwał przez przeszkody, wchodził po drabinie a nawet zjeżdżał po specjalnej rurze. Bawił się doskonale, lecz po pewnym czasie posmutniał i poprosił tatę, aby poszli dalej. W kolejnym namiocie, tym razem policyjnym, sytuacja wyglądała podobnie. U piłkarzy, nauczycieli i kucharzy Jasiowi wcale się nie spodobało, nawet nie chciał spróbować swoich sił.

Jasiowi humor psuł się z minuty na minutę. Nagle nad swoją główką chłopiec zauważył znajomego motylka. – Cześć Lilio – powiedział smutno maluch – Czy Ty też przyleciałaś na nasz festyn? – zapytał.

– Festyn?Hmm…to jest festyn tak? – dopytywała Lilia.

– Tak, Festyn zawodów – wyjaśnił Jaś.

– Ojej a ja przyleciałam w to miejsce – festyn, bo  myślałam, że to jakaś ogromna zaczarowana, rozkwiecona łąka…taaak tu kolorowo – rozmarzył się motylek.

– Aha – chłopiec pokiwała główką nawet nie spoglądając w stronę przyjaciółki, która zaczęła mu się uważnie przyglądać i w końcu zapytała

– Jasiu, widzę, że coś Cię trapi, źle się czujesz?

– Niee – odparł zrezygnowany chłopiec

– Tu jest tyle wspaniałych rzeczy, na pewno można się w coś fajnego pobawić.- zachęcała Lilia spoglądając na rozstawione dookoła namioty.

– Tak, wiem, nawet się bawiłem i to naprawdę całkiem dobrze – zaczął chłopiec

– To dlaczego jesteś taki smutny – dociekała przyjaciółka.

– Bo widzisz Lilio, ja nic nie potrafię. Odwiedziłem już, prawie wszystkie namioty z zawodami.  Nie potrafię być dobrym strażakiem, bo oni muszą szybko rozwijać wąż gaśniczy, a ja szybko nie potrafię. Na policjanta też się nie nadaje, Pan w namiocie policyjnym, powiedział, że w tym zawodzie trzeba umieć wytropić złodzieja, a ja nie umiem szukać tak dobrze jak inne dzieci. Nie umiem też uczyć innych dzieci, nie potrafię strzelić gola a nawet nie umiem nic ugotować…- opowiadał Jaś a Jego oczy napełniały się łzami. – Do niczego się nie nadaje, zawsze są inne dzieci, które robią coś lepiej ode mnie – dodał cicho, jakby sam do siebie.

– Oj Jasiu – Lilia objęła chłopca swoimi skrzydełkami – na pewno jest wiele rzeczy,   które wspaniale robisz – pocieszała malucha.

– I co z tego, skoro w niczym nie jestem najlepszy – naburmuszył się chłopiec.

– Nie chodzi o to ,żeby zawsze być najlepszym, ale, żeby starać się wykonywać swoje zadania jak najlepiej potrafimy – powiedział motylek, po czym poprosił Jasia, aby usiadł obok niego i kontynuował – Dawno temu, w małym lesie, w ulu przy starym dębie mieszkała rodzina dzikich pszczół. Każdy członek ula miał powierzoną pracę, w wykonywaniu której był bardzo dobry. Wszystkie pszczółki solidnie pracowały na swoich stanowiskach, wszystkie poza jedną małą pszczółką – Bisią. Była to szczególna pszczółka, jeszcze bardzo młoda, która nie mogła znaleźć swojego szczęścia w Ulu. Pracowała na każdym stanowisku po trochu, bo wszystko potrafiła robić, ale uważała, że w niczym nie jest najlepsza. Królowa Pszczół, a była to bardzo mądra, stara pszczoła, tłumaczyła jej wielokrotnie, że nie można zawsze być najlepszym, ale trzeba strać się wykonywać powierzone nam zadania, tak jak najlepiej potrafimy i wciąż uczyć się robić to jeszcze lepiej i dokładniej a wtedy zostaniemy docenieni. Bisia jednak jej nie słuchała i nadal twierdziła, że jest do niczego. Chodziła smutna i nic ani nikt nie był wstanie zachęcić jej do pracy. Mijały dni i tygodnie, jesień zagościła na świecie i coraz mniej było kwiatów na łąkach. Wszystkie pszczółki, zbierały nektar, aby zgromadzić jak największe zapasy na zbliżającą się zimę. O pomoc poproszono także Bisię, która pracowała jak umiała najlepiej, nie omijała żadnego kwiatuszka i kiedy pszczółki wróciły do Ula i ustawiły swoje napełnione nektarem pojemniki, okazało się, że choć wszystkie były pełne lub prawie pełne, to nektar, który przyniosła Bisia, był najsłodszy. Dlaczego? Zastanawiały się inne pszczoły. Wtedy królowa podeszła do Bisi, pogłaskała ją po głowie i powiedziała – Nektar naszej małej Bisi jest tak słodki, bo bardzo dokładnie opróżniała kwiatki z pyłku. Wykonywała swoją pracę bardzo solidnie, najlepiej jak potrafiła, dlatego nadaję jej miano – Super pszczółki – dokończyła królowa a wszystkie pszczoły zaczęły oklaskiwać małą bohaterkę. A ona wprost nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu. Zrozumiała również, że królowa miała rację, bo zawsze kiedy solidnie wykonujemy swoją pracę, zostaniemy docenieni. Kiedy motylek skończył powiadać spojrzał na Jasia, która siedział w milczeniu, ale jego twarz wydała się Lili jakby pogodniejsza i zapytała – Czy podobała Ci się ta historia?

– Tak, nawet bardzo, ale wiesz Lilio…chciałbym być w czymś tak dobry jak Bisia – odpowiedział chłopiec.

– Na pewno jesteś, każdy z nas ma jakiś talent, trzeba go po prostu w sobie poszukać, bo to jest nasz wewnętrzny skarb – powiedział z uśmiechem motylek – poszukaj go w sobie i cały czas doskonal, bo najlepszym można być, w czymś, tylko wtedy, jeśli się naprawdę lubi to robić i tylko wtedy, jeśli wkładamy w to zajęcie całe swoje serce. Najważniejsze to nigdy się nie poddawać w poszukiwaniu swojego skarbu – dodała Lilia i wzbiła się do lotu. Machając Jasiowi na pożegnanie dodała jeszcze – Pamiętaj kochany przyjacielu dopóki o coś walczysz jesteś zwycięzcą.

Jaś uśmiechnął się do odlatującej w stronę słońca przyjaciółki. Spojrzał przed siebie, zobaczył ostatni „zawodowy namiot” i westchnął powtarzając w myślach słowa Lili. Z zamyślenia wytrwał Go głos taty.

– Został jeszcze jeden namiot- powiedział tata – ale widzę, że masz już dość – dodał.

– Nie tatusiu, chodźmy- odparł Jaś nie co weselszym głosem. Stanęli przed namiotem opatrzonym nazwom „budowniczy”. – Dziwny zawód – zastanawiał się głośno tata – znam tylko budowlańców.

Po wejściu do środka okazało się, że ta dziwna nazwa określała konstruktorów, architektów i budowlańców właśnie.

– Wow ! – wykrzyknął Jaś i aż otworzył buzię z zachwytu. Tatuś i syn stali jak zaczarowani. Cały namiot zajmowały stoliki wypełnione po brzegi różnymi klockami, kredkami, modelami do sklejania. Można było popróbować swoich sił pracując miniaturowymi maszynami budowlanymi – dźwigiem, walcem i koparką.

Właśnie Jaś wraz z tatą kopali ogromny dół, kiedy pan zajmujący się namiotem „budowniczych” zawołał.

– Uwaga! Uwaga! Zapraszam wszystkich przyszłych budowniczych do udziału w konkursie – nie musiał dwa razy powtarzać, bo wokół niego zgromadziło się mnóstwo dzieci, w końcu do wygrania była ciężarówka, koparka i dźwig.

– Czemu nie idziesz kochanie?- zapytał Jasia zdziwiony tata – przecież świetnie radzisz sobie z pracami budowlanymi.

– Nie wiem tato, chyba sobie nie poradzę, jestem od nich młodszy – mówił smutno Jaś.

– Na pewno dasz sobie radę – zachęcał tata – no już idziemy się zapisać…przynajmniej spróbujesz swoich sił – dodał.

Tata złapał chłopca za rękę i zaprowadził do stolika, w którym przyjmowano zgłoszenia do udziału w konkursie.

– Udało się w ostatnim momencie ! – zawołał zadowolony tata wręczając synkowi naklejkę z numerkiem.

Jaś zawędrował na wyznaczone mu miejsce, znów przypomniał sobie słowa motyla i po smutnej minie nie został już nawet ślad.

Dzieci otrzymały zadanie  trzeba było skonstruować , z klocków, pojazd przyszłości. Wszystkie dzieci ochoczo zabrały się do pracy – budowanie, składanie, dokręcanie – o niczym innym tutaj nie mówiono. Pojazdy były naprawdę wspaniałe. Jaś zbudował nowoczesną walco – koparkę, która miała nawet przyczepę  – była zrobiona naprawdę pięknie.

Kiedy upłynął już czas przeznaczony na wykonanie pracy, komisja oceniająca wybrała trzy najlepsze pojazdy a pan prowadzący zaczął wyczytywać imiona zwycięzców i nazwy pojazdów:

– Uwaga! Uwaga! Pierwsze miejsce zajmuje…Adaś i jego wielofunkcyjna maszyna drogowa. Gratuluję, Twoja nagroda to ta oto ogromna ciężarówka. Na Sali rozległy się brawa. Tata objął Jasia ramieniem, martwił się, że synkowi jest przykro – zawsze marzył o takiej ciężarówce.

Pan prowadzący przerwał brawa i powiedział – mamy jeszcze dwa miejsca, słuchajcie uważnie, bo drugie miejsce zajmuje Jaś z walco-koparką. Wokół znów rozległy się gromkie brawo a Jaś wraz z tatą aż skakali z radości – Synku wygrałeś, wygrałeś – krzyczał tata podnosząc chłopca na rękach.

Kiedy przewodniczący komisji wręczał Jasiowi nagrodę za drugie miejsce, a była to wspaniała koparka, powiedział – Gratuluję Ci chłopcze, Twoja konstrukcja jest naprawdę wspaniała, włożyłeś w nią dużo serca.

– Całe serce, bo uwielbiam tę pracę – powiedział Jaś z uśmiechem.

Kiedy Tata i synek wracali już do mamy, tata powiedział – Następnym razem Twój pojazd będzie najlepszy.

– Ależ tatusiu, mój pojazd był dla mnie najlepszy, bo zrobiłem Go tak jak potrafiłem najlepiej – powiedział Jaś ściskając koparkę w rączkach.

– Masz rację kochanie –przytaknął tata i dodał – Jestem z Ciebie dumny Jasiu i wiesz…masz prawdziwy talent do tych konstrukcji.

Jaś uśmiechnął się do taty i do siebie – dziś  odnalazł swój wewnętrzny skarb – swój talent.

 

PYTANIA DO BAJKI:

–    Gdzie szedł Jaś z rodzicami?

– Czy Wy też byliście kiedyś na festynie?

– Co tam było ciekawego?

– Czego dotyczył festyn, na który przyszedł chłopiec z mamą i z tatą?

– Jakie Wy znacie zawody?

– Dlaczego Jaś był smutny, kiedy odwiedzał kolejne namioty?

– Kogo spotkał chłopiec na festynie?

– O kim opowiadała Jasiowi Lilia motylek?

– Czy pszczółka Bisia odnalazła swój talent?

– W jakim konkursie wziął udział chłopiec?

– Czy wygrał ten konkurs?

– Czy Wy również braliście udział w jakimś konkursie?

– Czy zawsze trzeba być najlepszym?

– Czy trzeba wykonywać powierzone nam zadania najlepiej jak potrafimy?

– Jakie macie zadania w domu? Jak pomagacie rodzicom? Dziadkom?

– Jaki talent odnalazł w sobie Jaś?

 

  1. Rozmowa o różnych zawodach. Jakie dzieci znają zawody.

Dopieranie kart z zawodami w pary i rozmowa o nich. Układanie rytmów.

  1. Układanie puzzli ( dwa poziomy trudności) – STRAŻAK i WETERYNARZ.
  2. Zabawa logiczno- matematyczna. Rozkładamy na stoliku elementy ( planety, gwiazdy, rakieta, kosmonauta) Dzieci odgadują jaki to zawód. Klasyfikacja planet i gwiazd – przeciwieństwa/podobieństwa/ układanie według rozmiaru.
  3. Zabawa budująca poczucie własnej wartości. MOJE TALENTY. Spośród kart, które opisują różne umiejętności dzieci wybierają te, które do nich pasują. Wyklejamy je wokół kartonu. Po środku dzieci rysują kim chcą zostać w przyszłości.
  4. Zagadka ( logiczne myślenie) : Choć to nie rolnik, lecz rolę ma.
    często w teatrze lub w filmie gra.
    (aktor)
  5. Ozdabianie maski wybranego zwierzęcia. Rozmowa, dlaczego dane dziecko wybrało akurat to zwierzę. Naśladowanie wybranego zwierzątka w ozdobionej masce.